Niedawno wybrałyśmy się do Paryża, aby odświeżyć nasze francuskie relacje. Dostawałyśmy setki wiadomości o tym, że Paryż jest waszym marzeniem – miasto miłości, tysiąca świateł, małych kafejek. Dzisiaj chcemy Wam pokazać, że Paryż wcale nie musi być odległym i niedoścignionym marzeniem! Choć podróżowanie w czasie pandemii ma swoją specyfikę. Zatem ruszamy w drogę z naszym mini przewodnikiem dziouchowym – co zobaczyć, gdzie jeść i kilka innych wskazówek.

Pierwszym i najważniejszym celem wszystkich wycieczek do Paryża jest oczywiście Wieża Eiffla – niezaprzeczalny symbol Paryża, jak i całej Francji. Niewiele brakowało, a mogłoby go w ogóle nie być. Wieża powstała w 1889 r. specjalnie na paryską wystawę światową i miała upamiętniać setną rocznicę rewolucji francuskiej. Po wystawie miała być zwyczajnie zdemontowana. Jednak Gustav Eiffel nie chciał do tego dopuścić i założył na jej szczycie centrum meteorologiczne, a następnie także „bezprzewodowy” telegraf. Mieszkańcy protestowali przeciwko tej stalowej konstrukcji, która ich zdaniem psuła widok nad brzegiem Sekwany. Kto by pomyślał!
Dostęp do wieży jest chroniony dziś kordonem antyterrorystycznym. Żeby wejść na teren trzeba najpierw pokazać zawartość torby czy plecaka. A następnie paszport covidowy – w telefonie czy wydrukowany. W każdym muzeum czy placówce jest to już norma i na nic będą tłumaczenia, że się zapomniało. Pamiętamy czasy, kiedy na wejście czekało się po kilka godzin. Obecnie wyjątkowo mało jest tam turystów, także zakup biletów i czekanie na windę zajmie max kilkadziesiąt minut. Naprawdę warto skorzystać! Widoki z góry są obłędne!

Cała konstrukcja ma 324 m wysokości, ale najciekawsze jest to, że wieża cały czas się rusza! A amplituda wahań, pod wpływem wiatru, wynosi nawet do 9 cm!

We wszystkich atrakcjach turystycznych obowiązują maseczki i jest to konsekwentnie przestrzegane. Można wybrać poziom, na który chcecie wjechać – na pierwszym jest restauracja (ponoć słaba, ale i tak teraz zamknięta). My wybrałyśmy poziom drugi – optymalnie! Można wejść pieszo (tańsza opcja), albo wjechać specjalną kolejką. Bilety można zamówić online, ale też kupić w kasie na miejscu.

Kolejny punkt na naszej trasie wycieczki to Hotel des Invalides (Pałac Inwalidów). Dziwna nazwa? Pałac powstał pierwotnie jako szpital, z inicjatywy króla Ludwika XIV. Od początku istnienia służył jako szpital i pensjonat dla inwalidów wojennych, których w tamtych czasach nie brakowało! Już wtedy we Francji pomoc medyczna była naprawdę na imponującym poziomie!

Ale Pałac to przede wszystkim miejsce spoczynku Cesarza Napoleona, którego Francuzi traktują jak ojca narodu. Jego ciało, w kilku pomniejszych urnach, złożone jest w sarkofagu poniżej poziomu parteru tak, aby każdy wchodząc musiał się pokłonić przywódcy. Zwróćcie uwagę na szkielet wiszący nad sarkofagiem – to współczesna instalacja artystyczna. Dzieło Convertiego nosi nazwę „Szkielet Marengo”, konia Napoleona spod Waterloo. Rzeźbiarz tłumaczy, że „los Marengo przypomina o rytuałach przodków, w ramach których chowano walczących razem z wierzchowcami”. Pałac Inwalidów to także miejsce spoczynku dowódców armii napoleońskiej.
Grób Napoleona jest częścią Muzeum Wojskowego, nie zdziwcie się, kiedy wszyscy przewodnicy będą się starali najpierw przegonić Was przez wszystkie sale wystawowe! To część kreowania narodowego wizerunku przez Francję ostatnich lat.

Nas o wiele bardziej niż wystawa francuskiego ruchu oporu zafascynował sklepik z pamiątkami w budynku Pałacu, warto tu się wybrać chociaż żeby pooglądać te wszystkie cudeńka – wiele z nich to ręczna robota! Drogo, ale wierzymy, że kiedyś będzie nas stać!

Żegnamy się z Napoleonem, zamawiamy bolta – teraz to najlepszy sposób poruszania się po mieście. Szczególnie, kiedy jest was kilka osób. Metro działa sprawnie, jeśli jednak nie mówicie po francusku to możecie mieć kłopoty. Nawet jeśli Paryżanie rozumieją angielski to będą udawać, że nie rozumieją… Podróżnik jest tu trochę zdany na siebie i swój spryt, a to pobudza kreatywność. Także boltem dojedziecie wszędzie, bez zbędnych wyjaśnień 🙂

Naszym kolejnym punktem na mapie była obowiązkowo Katedra Notre Dame de Paris – nie tylko ze względu na ukochaną powieść Victora Hugo („Katedra Marii Panny w Paryżu” – polecamy!). Siostra przełożona pamięta Katedrę sprzed kilku lat, kiedy nikomu nie śniło się, że tyle wieków historii może pójść pewnego dnia z dymem. Doświadczenie majestatu wnętrza Katedry to coś z pogranicza mistyki – zostaje w człowieku na zawsze. Mamy nadzieję, że dzięki odbudowie kolejne pokolenia także będą mogły doświadczać tych przeżyć. Dzisiaj Ile de France (najstarsza część Paryża, trochę jak nasz Ostrówek) to otoczony rusztowaniami plac budowy. Ale i tak robi wrażenie!

Kolejne must see na trasie paryskiej to Muzeum w Luwrze. Jak wiecie z lekcji historii Luwr był paryską siedzibą władców, a Wersal tą trochę taką „wyjazdową”. Sam budynek Luwru robi takie wrażenie, że człowiek czuje się jak mały żuczek. Budynki ciągną się przez kilka kilometrów, a powstały w czasach, kiedy nie było elektrycznych hulajnóg. Dzisiaj Luwr to przede wszystkim Muzeum Sztuki i słynna szklana piramida – na zdjęciu widok z holu pod piramidą.
Na powierzchni 60 600 metrów kwadratowych znajdują się zbiory liczące około 350 000 dzieł sztuki od czasów najdawniejszych po połowę wieku XIX. Jest tam absolutnie wszystko! Najdawniejsze kultury lokalnych społeczności z całego globu, każda kultura stworzona przez człowieka. Głównie kojarzona z Wenus oraz Mona Lisą. Zbiory ścinają z nóg. To prawda, że trzeba mieć kilka dni, aby odwiedzić tylko te wystawy, które nas interesują.
Wiele lat temu siostra przełożona wraz z koleżanką czasów licealnych zgubiły się w korytarzach wystawy Mezopotamii. Nie były to czasy komórek. Przez kilka godzin nie mogły się wydostać, nie wspominając, że w tym czasie nie spotkały żywego ducha. Na pomoc przyszedł pan z obsługi, który wyprowadził nas przejściem dla obsługi stwierdzając, że on sam czasem się tu gubi… Także uważajcie!

W Luwrze najbezpieczniej odwiedzić oczywiście sklepik z pamiątkami! Jest tu wiele współczesnych „adaptacji” najważniejszych dzieł ze zbiorów Luwru i sporo oryginalnych pamiątek z Paryża, których nie dostaniecie na popularnych straganach.

Po zakupach w Luwrze kierujemy się na shopping w jednym z piękniejszych centrum handlowych miasta – La Samaritaine. To spora gratka, bo centrum zostało otwarte po 16 latach w czerwcu tego roku. Dom Handlowy powstał już w XIX w. jako miejsce zakupów dla paryskich elegantek. Jego wnętrza to jak podróż do czasów Belle Epoque. Jeśli kręcą Was takie klimaty to polecamy przed podróżą sięgnąć po klasyk literatury francuskiej – powieść Au Bonheur des dames (pl. „Wszystko dla Pań”) Emila Zoli.

Zaraz obok Opery Paryskiej znajduje się kompleks Galerii Lafayette. Kompleks, bo Galeria to kilka połączonych budynków – konfekcja damska, męska i delikatesy. Od nadmiaru wrażeń zakupowych i architektonicznych można zwariować. Fanki luksusowych marek typu Vuitton, Chanel, Cartier itd. będą zachwycone! Wszystkie stoiska w jednym miejscu i to wszystko w stylu starego francuskiego domu handlowego.

Ekskluzywną pamiątką czy prezentem z Paryża mogą być kultowe perfumy Chanel n 5. Panowie miejsce to na uwadze! Może przekona Was też historia powstania butelki tego flakonu perfum. Mało kto wie, że Coco Chanel miała romans z Dymitrim Pawłowiczem, znanym jako Książę Jasupow – najbardziej pożądanym kawalerem carskiej Rosji. Dobrze kojarzycie, to on zabił Rasputina. Po rewolucji bolszewickiej, podobnie jak reszta rodziny Romanowów, której udało się przeżyć, znalazł się w Paryżu. Nadal prowadził życie najbardziej pożądanego kawalera… i zaczął romansować z Coco Chanel, która pracowała wtedy nad swoimi perfumami. Przekonywał on ją mocno (nie wiemy, jakimi metodami), aby za wzór butelki tych perfum posłużyła butelka carskiej wódki. Coco uległa…

Jeśli jednak szukacie typowych paryskich butików z lokalnymi produktami to skierujcie się na ulicę Rue Cler. To miejsce znane głównie lokalsom, którzy robią tu zakupy – sery, wędliny, makaroniki i setki innych. Do tego wszędzie stoliczki i drineczki, można odpocząć w trakcie zakupów. Tutaj spotkacie „prawdziwych” Paryżan, co na zakupy wybierają się obowiązkowo ze stylowymi wózeczkami i to nie tylko starsze panie. Taki wózeczek na zakupy to tutaj kolejny symbol narodowy.

Ostatnim zabytkiem na naszej całodziennej trasie była Bazylika Sacre Coeur w dzielnicy Montmartre. Znajduje się na wzgórzu, więc trochę zadyszki można złapać. To kolejny z symboli Paryża, to tutaj między innymi, kręcono kultowy film „Amelia”.

Warto się powspinać, bo widok robi wrażenie! Bazylika w środku także ma niesamowity klimat. Często odbywają się tu msze i nabożeństwa, także z dużym prawdopodobieństwem traficie na jakieś. Można w tym czasie spokojnie zwiedzać wnętrza, a w środku znajduje się także sklepik z pamiątkami 🙂

Montmartre to także słynny kabaret Moulin Rouge na placu Pigalle. Sam w sobie może nie jest jakąś niezwykłą atrakcją, natomiast otoczenie jest dość ciekawe. Wokół placu swoje reprezentacyjne siedziby mają paryskie sex shopy z ciekawym asortymentem. Dla koneserów – zdjęcia w wyróżnionych relacjach na naszym isntagramie 🙂

Na Montmartrze najwięcej jest też stoisk z pamiątkami. Chińskimi, wiadomo… Ale być w Paryżu i nie przywieźć breloka z wieżą Eiffla, to jakby nie być tu wcale. Mała rada – weźcie hurtowo, będzie taniej (można się targować), bo po powrocie może okazać się, że akurat dla kogoś z waszych bliskich zabraknie pamiątki 🙁

Kolejny hit pamiątkarski to słynny paryski beret. Choć bieganie po Paryżu w czerwonej beretce to trochę jak bieganie po Nowym Yorku z koszulką z napisem I LOVE NYC, to kto by się tym przejmował. Na zdjęciach wygląda zacnie 🙂

Kolejny pomysł na słodki upominek z Paryża to słynne makaroniki. Te od znanej francuskiej marki Laudree są w przepięknych kolorach. Jeśli jednak nie jesteście fanami ich smaku to możecie się trochę rozczarować. To słodkości bardzo francuskie w stylu – wyjątkowo delikatne. W butikach są dość kosztowe, można je jednak kupić w innych miejscach taniej. Jeśli już zainwestowaliście i nie za bardzo Was smakują, to my chętnie przejmiemy!

Jeśli już cieknie wam ślinka to czas na kolację. We Francji przerwa na lunch jest między 12 a 14, wtedy Francuzi tłumnie okupują wszelkie bistra. Poza Paryżem to czas, kiedy dostaniecie w ogóle coś do jedzenia. Bo po 14 jest często przerwa aż do 18, wtedy czas na kolację i drinka. Całe szczęście ta tradycja nie obowiązuje już w Paryżu.

Na całym mieście znajdziecie mnóstwo bistro czy brasserie, kafejek i knajpek. Nasza ulubiona to Bouillon Pigalle na Montmartrze i zaraz obok Moulin Rouge. Tutaj stołują się głównie lokalsi. Ceny są przystępne a dania bardzo smaczne – typowa kuchnia francuska. Zwykle przed lokalem jest kolejka, ale to normalka – czeka się kilka minut. Z powodu pandemii nie ma tradycyjnych kart, a menu pokazuje się po kliknięciu QR codu na stolikach.

Oczywiście wszędzie są wersje angielskie menu, ale nawet z tym możecie mieć problem. Ponieważ nazwy dań są typowo francuskie z różnych regionów. Dlatego warto sprawdzić danie w googlach, żeby uniknąć zaskoczenia.

Ale zachęcamy Was gorąco do próbowania typowych francuskich dań. W domu tego nie macie! Dla nas obowiązkowo, z sentymentu do Burgundii – ślimaki po burgundzku w sosiku ziołowym. Smakuje jak kurczak 🙂 Do tego kawałek bagietki i kir royale – będziecie chcieli tu już zostać 🙂

Musimy też uczulić Was na paryskie śniadania w hotelach. Nie oczekujcie jajeczniczki, paróweczek czy sałatek na śniadanie. To nie tutaj. We Francji na śniadanie pije się kawę i ewentualnie przegryza coś na słodko. To wszystko. Niektóre hotele wychodzą na przeciw turystom i serwują np. kawałek szynki czy serka. To wszystko. Możecie się jednak do woli rozkoszować croissantami z czekoladą czy słodkimi bułeczkami.

W kwestii hotelu czy noclegu to najlepiej wybrać te w centrum. Są droższe, to fakt, ale ceny są obecnie porównywalne z cenami hoteli w Polsce. Za to macie wszędzie blisko i jest o wiele bezpieczniej niż na obrzeżach miasta. My polecamy Hotel Grand Pigalle, zaraz przy Placu Pigalle – wszędzie blisko.

W każdym hoteli dostaniecie też mapę miasta – une carte 🙂 Warto rano przy kawce zrobić sobie plan zwiedzania i zaznaczyć na mapie miejsca, które chcecie odwiedzić. To znacznie ułatwi wam planowanie wycieczki i będzie super pamiątką z podróży.

Na koniec kilka słów o tym, jak w ogóle do tego Paryża się dostać. Najsensowniej wybrać samolot i najsensowniej być zaszczepionym, zaoszczędzi to nerwów i całkiem możliwe, że zdrowia także. Najlepsze połączenia są z Krakowa, lata tam francuska linia lotnicza Easy Jet i też często można trafić promocje. Przy wyborze połączenia zwróćcie uwagę na którym lotnisku jest lądowanie. Paryż ma dwa lotniska – Charles de Gaulle (Roissy) i Bouvais (tu najczęściej lądują tanie linie lotnicze). Pierwsze jest bliżej centrum i szybciej można się tu dostać z miasta, drugie jest oddalone o ok. 2 h jazdy busem (za który także trzeba zapłacić). Weźcie to po uwagę, gdy np. lot powrotny jest o 5 rano…

Jeśli zainspirowałyśmy Was do podróży to dajcie nam koniecznie znać! Bon voyage!